Wiadomo jak wygląda rynek pracy w Polsce i dlaczego ludzie
wyjeżdżają za granicę. Wiadomo też, gdzie są największe skupiska polonii
zarobkowej. Im więcej ludzi tym większa konkurencja, pracodawcy mogą to
wykorzystywać na niekorzyść pracowników. Pojawia się alternatywa – Grenlandia.
W tym kraju przyjęto ustawę określającą warunki, na jakich
zagraniczne firmy wydobywcze i poszukiwawcze mogą korzystać z bogactw
naturalnych tej arktycznej wyspy, i otwierającą rynek pracy na tańszą siłę
roboczą. Reguluje się w niej wielkość projektu dużej skali i reguluje minimalny
poziom płac. Oczywiście na miejscu budzi ona sprzeciw, bo zezwala na niższą
płacę niż w stosunku do rodzimych pracowników.
Grenlandia udzieliła ostatnio w sumie około 150 koncesji na
wydobycie surowców, podczas gdy jeszcze dziesięć lat temu takich koncesji było
zaledwie kilka, a inwestorzy wydali na prace poszukiwawcze i wydobywcze około
100 milionów dolarów tylko w zeszłym roku. Firmy naftowe wydały ponad miliard
dolarów na projekty wydobywcze na morzu.
Szykują się nowe miejsca pracy, ale jak widać dla
określonych branż i specjalistów. Zapewne znajdą się u nas chętni, pytanie
tylko czy opłacać się będzie konkurować z Chińczykami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz