Mówisz: obligacje – i od razu dodajesz: skarbowe. Tymczasem obligacje to forma pożyczki, którą emitent zaciąga u nabywcy papierów wartościowych. A emitentem nie zawsze jest Skarb Państwa. Często na zaciągnięcie długu u przeciętnego Kowalskiego decydują się przedsiębiorstwa albo samorządy. Z zasady tego typu inwestycje są mniej bezpieczne niż te, gwarantowane przez państwo. Dlatego emitenci, aby zachęcić potencjalnych kupujących, decydują się na wyższe oprocentowanie. Podobnie jak na rynku kredytów jest ono uzależnione od stawki WIBOR, czyli kosztu pożyczki na rynku międzybankowym (tutaj możesz sprawdzić aktualne stopy WIBOR). Do niej dodaje się marżę, której wysokość zależy od ilości wyemitowanych papierów oraz czasu wykupu. Często dochodzi nawet do 3 punktów procentowych. Zazwyczaj najwięcej dają zarobić mało znane przedsiębiorstwa, nienotowane na giełdzie. Nieco mniejszych zysków można się spodziewać z obligacji dużych spółek giełdowych. W dalszej kolejności mamy obligacje samorządowe, a najniżej oprocentowane są skarbowe.
Jak można kupić nieskarbowe papiery dłużne? Wbrew pozorom, dla przeciętnego Kowalskiego nie jest to łatwe, z uwagi na to, że obrotem zajmują się banki oraz wybrane domy maklerskie. To właśnie one zazwyczaj wykupują całą pulę lub oferują ją inwestorom instytucjonalnym. Jednak rok temu, we wrześniu, na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych pojawiła się platforma obrotu obligacjami – czyli rynek Catalyst. To właśnie tam inwestorzy indywidualni, posiadający rachunki w biurze maklerskim, mogą dokonywać transakcji kupna i sprzedaży obligacji. Nie jest to jednak rynek dla Kowalskiego z mało zasobnym portfelem – cena nominalna wynosi zazwyczaj 1000 zł, kilka instrumentów wyceniono na 100 zł, ale zdarzają się i takie za 500000 zł. Ile można zarobić? O wyliczenia pokusiła się Rzeczpospolita. Znajdziesz je tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz