Facebook w momencie wejścia na giełdę został wyceniony na
104 miliardy dolarów, czyli tak wysoko jak żadna inna firma w momencie debiutu
do tej pory . Na otwarciu akcje Facebooka mimo już wysokiej wyceny wystrzeliły
w górę o ponad 13 proc. do poziomu 43 dol. za papier. Jednak po kilku minutach
kurs zaczął słabnąć do poziomu 5-6 proc. (40 dol. za akcję). Tuż przed godz. 18
było jeszcze gorzej - kurs spadł do początkowego poziomu 38 dol. za akcję. I na
tym się nie skończyło. Indywidualni inwestorzy zostali z papierami, których
wartość rynek zweryfikował, przeceniając je o 20%. Jaki z tego morał?
Jest taka przypowieść. Dawno temu w pewnej wiosce w Indiach
pojawił się kupiec. Zaoferował on ludności, że kupi od nich małpy po 10$ za
sztukę, a że małp było w okolicy pod dostatkiem, ludność chętnie się za to
zabrała. Sprzedano tysiące małp, co spowodowało że w okolicach było ich coraz
mniej, wtedy kupiec podniósł cenę do 25$ za sztukę. To zmotywowało ludzi do
wysiłku, bo przecież się opłaca. Z powodu małej liczby dostępnych małp, ruch w
interesie zamarł, więc kupiec zaproponował 50$ za sztukę.
W związku z tym, że prowadził też inne interesy musiał
wyjechać z wioski, zostawiając na miejscu swego asystenta. Cena za małpę była
ogromna, ale w okolicach nie było już tych zwierząt. Wieśniacy bardzo chcieli
zarobić, więc asystent zaproponował im taki układ: sprzeda im małpy z klatek za
35$ od sztuki, a jak wróci kupiec to oni mu je sprzedadzą za 50$ i wszyscy będą
zadowoleni. Przy tej ilości małp kupiec
nie zorientuje się, że coś knują. Spragnieni zysków wieśniacy wyłożyli
wszystkie swoje oszczędności i kupili tyle małp ile się dało. Oczywiście nigdy
więcej nie zobaczyli ani kupca ani jego asystenta.
Wniosek jest oczywisty. Na debiucie miliardy dolarów
zarobili jego dotychczasowi udziałowcy. Gwaranci emisji zebrali niemałe
prowizje za udane przeprowadzenie IPO, a pan Mark Zuckerberg miał z czego
wyprawić huczne wesele, zapewne całą noc śmiejąc się z naiwności nowych
współudziałowców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz